sobota, 14 lipca 2012

XX rozdział.


[ z perspektywy Zayna ]
- Skarbie, proszę, odezwij się... błagam, powiedz coś! – krzyczałem. Z samochodu wysiadł przestraszony kierowca. Naya leżała nieruchomo na ulicy. Szybko, przez łzy wyciągnąłem komórkę dzwoniąc na pogotowie. Wiedziałem, że to wszystko moja wina, że gdyby nie ja, nic takiego by się nie stało... W dodatku Naya mnie odepchnęła. Uratowała mi życie... po wezwaniu pogotowia zadzwoniłem do Louisa.
- Zayn? Co się stało? Gdzie ty jesteś?! – mówił Louis do słuchawki.
- Nayę... wypadek...
- Jaki wypadek?! – krzyknął do telefonu.
- Potrącili ją! A ja... przeze mnie...
- Gdzie?! – przestraszył się on.
- Towning Hall...
- Zaraz będziemy! – krzyknął.
[ z perspektywy Eleanor ]
- Louis?! Co się stało?! – krzyczałam, kiedy widziałam jego przerażoną i zszkowaną minę.
- Naya była z Zaynem i potrącił ją samochód – powiedział.
      Zbladłam. Podbiegłam do Harry’ego.
- Harry! Naya miała wypadek! Potrąciło ją!
- CO?! – krzyknął. Łzy rozmazały mi makijaż. Poza Harrym usłyszała to Miley Cyrus, stojąca nieopodal, Angie, Niall, Liam i Diana.
- O, Boże! – powiedziała przerażona Diana, zachłystując się płaczem.
- Idziemy tam – powiedział zdecydowanie Liam. On jako jedyny nie zdążył się już całkiem rozkleić. Ruszyliśmy.
[ z perspektywy Zayna ]
- Proszę. Obudź się. Naya! Błagam!
     Zadzwoniłem do mamy. Było grubo po dwudziestej trzeciej, ale ona i tak odebrała.
- Zayn, syneczku? Coś ci jest?
- Mi nie, ale Nayi tak! – rozpłakałem się.
- Co?!
- Ona... ona odepchnęła mnie spod samochodu. I... i on ją potrącił...
- Matko – przeraziła się, tak że usłyszałem krzyki taty i Waliyhy „Co się stało?!” – w którym jest szpitalu?
- Wezwałem karetkę. Zaraz powinna tu być... jestem na Towning Hall.
- Zaraz będę, skarbie – zapewniła mnie mama.
      Nagle nadbiegł Louis z Eleanor i resztą osób. Diana uklęknęła koło Nayi, którą przeniosłem już na chodnik i zanosiła się płaczem. Eleanor w niedowierzaniu stała, mocno opierając się o równie zszokowanego Louisa. Harry podszedł do niej i głaskał ją po pocharatanej ręce.
      Naya wyglądała strasznie. Pocharatane ręce i nogi, podarta sukienka, cała zalana krwią... Nareszcie nadjechała karetka. Lekarz powiedział, lustrując sytuację, podczas gdy inni wnosili już Nayę na noszach do ambulansu:
- Czy ktokolwiek jest tu spokrewniony z tą dziewczyną?
      Nikt się nie odezwał, ale Niall kiwnął w moją stronę głową, a Louis powiedział:
- Yyyy... on – wskazał na mnie – to jej... yyy... mąż.
      Pozostali zgodnie pokiwali głowami.
                           -------
11 stycznia, wtorek.
[ z perspektywy Nayi ]
- ... dzisiaj też płakała. Ja też. Proszę, obudź się. Jest już jedenasty, minął prawie miesiąc od wypadku. Proszę, daj jakiś znak, że mnie słuchasz...
      Źle się czułam. Bolała mnie ręka, głowa, wszystko. Otworzyłam oczy, ale od razu je zmrużyłam, pod wpływem ostrego światła. Ale bardzo chciałam, żeby on wiedział, że nic mi nie jest. Z koszmarnym wysiłkiem – bolało strasznie – wskazującym palcem ręki, którą Zayn trzymał, pogłaskałam go. Powiedział:
- Jezu, Naya! – słyszałam radość w jego głosie. Natychmiast przybiegła Diana, która krzyknęła:
- Morfina, morfina! – słysząc mój cichy jęk.
- Fakt – zreflektował się Zayn i wybiegł, całując mnie w palec, z sali szpitalnej.
                              ----------
Pół roku później.
- ... i wiesz, ten ślub był wspaniały. Ale brakowało mi tam ciebie. Eleanor i Louis specjalnie go przełożyli, ze względu na mnie... U nich jest już wszystko w porządku. Diana i Liam się trzymają, pojechali do Polski, żeby poznać rodzinę Diany... Harry rozstał się z Angie. Powiedział-chyba myślał że tego nie słyszę-że za wiele czuje do ciebie żeby być z nią – zaśmiał się przez łzy. Ja także, ale on tego nie słyszał... – wiesz co jest dziwne? Że umarłaś nie tylko w swoim dniu urodzin, dwudziestych urodzin... wiesz, ja też się urodziłem dwunastego stycznia. Myślałem... myślałem że będziesz żyła! – zaczął krzyczeć – obiecałaś mi, że nie odejdziesz... obiecałaś! – rozpłakał się. Chciałam go pocieszyć, przytulić się do niego, ale... jak? Zayn powiedział, jeszcze przez łzy:
- A twój list... myślałem, że się zabiję. Pisałaś, że to nie moja wina, że umrzesz, ale wiem że to nieprawda... gdybym cię nie wziął z tej gali... teraz byś żyła! – wstał i powiedział tylko:
- Muszę teraz ja coś zrobić.
[ z perspektywy Harry’ego ]
     Wciąż nie miałem co ze sobą zrobić. Pijąc kolejną butelkę piwa, patrzyłem pustym wzrokiem w ekran telewizora. Teraz moje życie nie miało sensu. Nie było Nayi, nie było mnie. Chętnie bym się zabił, ale w liście, który napisała do mnie tuż przed śmiercią – do każdego napisała oddzielny – prosiła, żebym żył normalnie, jakbym jej nigdy nie poznał. Nagle poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłem się, ale nikogo za mną nie było. Ba, za mną – nikt poza mną nie był w mieszkaniu. Usłyszałem cichy szept:
- Idź na skalisko.
     Nie wiedziałem, po co, i dlaczego, ale coś mi mówiło, że muszę tam być. Skalisko – miejsce pierwszego spotkania się mojego i Zayna, było położone wysoko nad poziomem morza – jakieś 500 metrów. Pobiegłem tam najszybciej jak mogłem. Zobaczyłem Zayna, kiwającego się dokładnie na jego brzegu, tak, że zaraz mógł spaść. Krzyknąłem:
- Nie rób tego!
     Zayn popatrzył się na mnie tak, jakby mnie nie znał. Po chwili odezwał się cicho:
- Nie rozumiesz? Nie a jej... nie ma... moje życie jest skończone.
- Nie. Była wspaniałą dziewczyną, ale...
- Narzeczoną – poprawił mnie, płacząc – w ostatnich godzinach jej życia spytałem się jej, czy zechce za mnie wyjść... a „oczywiście, zawsze o tym marzyłam, kocham cię” to były ostatnie słowa jakie słyszałem z jej ust... Nie mogę bez niej żyć! – krzyczał.
- Możesz... wcześniej żyłeś bez niej – wyszeptałem.
- Bo jej nie znałem!
- No, właśnie. Więc teraz żyj tak, jak wtedy, gdy jej nie znałeś.
- Nie umiem...
- Umiesz. I pamiętaj: obiecałeś Nayi że jeżeli umrze będziesz żyć normalnie. Dotrzymaj danej jej obietnicy...
- Ona nie dotrzymała swojej. Obiecała, że nie umrze!
- A czy ona miała na to wpływ?
- Ale...
- ... nie ma żadnego ale, stary. Ja też za nią tęsknię, ale to już pół roku od jej śmierci. Zapomnij o niej.
[ z perspektywy Zayna ]
    Zapomnij. Jasne, zapomnij. Bo to takie łatwe... nie potrafiłem. Rozmyślałem o tym samym, co przez ostatnie pół roku, aż zadzwonił mi telefon:
- Halo?
- Zayn Malik?
- Tak, to ja.
- Chcesz odebrać swoją córeczkę?
    Łzy stanęły mi w oczach. Pobiegłem jak najszybciej pod adres tej dziewczyny. Otworzyła mi z szerokim uśmiechem i podała mi malutką. Była ciemnej karnacji, jak ja, miała czarne włosy i czarne oczy, jak jej mama. Przez te oczy właśnie bardzo przypominała mi Nayę, dlatego uśmiechnąłem się tylko do dziewczyny i wyszeptałem do malutkiej:
- Już wiem jak cię nazwę. Naya.
    I nagle poczułem na ramieniu czyjąś rękę. Odwróciłem się, ale za mną nikogo nie było. Usłyszałem cichy głos Nayi:
- Teraz już jestem pewna, że masz po co żyć.

I to już koniec. Koniec opowiadania, koniec bloga. Ale go nie usunę, na pamiątkę go zostawię :). Dziękuję e.l, Kamili, Marcie i Martynie. Pozdrawiam serdecznie, i obiecuję że stworzę nowego bloga z tymi samymi postaciami ( ale zamiast Nayi pojawi się ktoś nowy :] ). Nie chciałam w sumie nikogo uśmiercać, ale już nie miałam pomysłów na to opowiadanie. Pech, trudno. Do zobaczenia, pa! ;*


czwartek, 12 lipca 2012

XIX rozdział :)


13 grudnia, piątek.
[z perspektywy Harry’ego]
- Noga do góry, pique i... – to Angie, która wciąż pomagała nam zapamiętać nam choreografię.
- Jaki Pique? – zdziwił się Niall
- Pique to nie tylko piłkarz, ale też ruch taneczny, o, taki – po czym pokazała nam, na czym polega pique.
- Aaa – skinął głową Niall ze zrozumieniem.
     Nagle Angie podeszła do mnie, mówiąc:
- Źle to robisz, Harry! Popatrz, ręce muszą iść bardziej do góry – chwyciła lekko moje ręce od tyłu i delikatnie je podniosła. Zarumieniłem się, ale ona się tym nie przejmowała.
- Zapamiętam – mruknąłem.
- No, to dobrze – skinęła głową Angie i podeszła do Nialla.
                                                                               -----
- Znowu nie możesz? – marudziłem. Louis po raz kolejny nie szedł na spotkanie z fankami.
- Idę do Eleanor i Emmy – rozpromienił się Lou – wyszły ze szpitala!
- Serio?! – ucieszyłem się – no to ja też idę! Muszę zobaczyć małą!
- My też! – krzyknęli zgodnie Zayn, Liam i Niall, po czym poszliśmy za uśmiechniętym Louisem.
        Mała była śliczna. Naya, która otworzyła nam drzwi, cały czas miała na twarzy szeroki, nie znikający uśmiech. Zayn szepnął do niej coś o dziecku, a ona - już poważna – skinęła głową.
- To jest Emma – powiedziała rozpromieniona Eleanor, trzymając ją na rękach. Zawsze myślałem, że dzieci rodzą się łyse, ale Emma miała brązowe, krótkie falujące włosy.
- Jest śliczna – powiedział Liam z uśmiechem. Reszta to potwierdziła, a Louis – dumny ojciec – stał nad El i głaskał główkę małej.
- Czyli to koniec Larry’ego... – zażartowałem, udając smutek, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
[z perspektywy Diany]
- Nie, mamuś. No mówię ci że nie ma takich lotów. Naya też sprawdzała na dwóch lotniskach, i po prostu od dziś do sylwestra są odwołane wszystkie loty. Tak. No, też mi bardzo przykro. Niestety. Pa, kocham cię – powiedziałam znużona, po czym odłożyłam słuchawkę.
- O co chodzi? – zapytał Liam, który wszedł do kuchni po treningu.
- Chciałam jechać na święta do Polski, ale od dziś do sylwestra lotnisko jest nieczynne.
- Ale, dzięki temu że nie jedziesz do swojej rodziny, będziesz mogła pojechać do mojej!
    Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Nie przyjadę do twojej rodziny!
- Czemu nie? – popatrzył na mnie z miną zbitego pieska.
- Bo nie i już! Przecież... twoja rodzina... to twoi rodzice...
- Nie da się ukryć – zaśmiał się Liam, podchodząc do mnie i obejmując swoimi silnymi ramionami – No, proszę. Moi rodzice są normalni, nie musisz się ich wstydzić.
- Wiem, że nie, ale...
- No, co? – zapytał Liam i, wciąż się śmiejąc, pocałował mnie.
[ z perspektywy Zayna]
- Słuchajcie, chcieliśmy wam coś z Eleanor powiedzieć i musimy to z tobą, Naya uzgodnić.
    Naya skinęła głową. Podpierała się rękoma o kanapę, a glowę opierała na moim ramieniu.
- Ze względu na dziecko uznaliśmy, że żeby nie robić ci za dużego kłopotu... nie przerywaj – powiedział, widząc że Naya już otwiera usta – postanowiliśmy zamieszkać razem. Wynajmiemy jakiś apartament w Londynie, w końcu mamy dostatecznie dużo pięniędzy. Zgadzasz się?
    Pokiwała, mówiąc:
- Teraz każdy z was zamieszka osobno?
- Prawdopodobnie – przyznał Louis – Bez sensu byłoby, żeby trójka osób miała taki duży dom. Ale wszystko uzgodnić mają między sobą chłopcy. A teraz wybaczcie, ale chcieliśmy z Eleanor już tam pojechać.
- Jasne – skinęła Naya głową.
    Po chwili Niall powiedział:
- I co robimy z tymi apartamentami?
- Moim zdaniem, to dobry pomysł mieszkać oddzielnie – powiedziałem, myśląc głównie o korzyściach.
- Ale – wtrącił Harry – wtedy nie będziemy widzieć się tak często.
- Przecież możemy zamieszkać blisko siebie, w czym problem? – zapytałem.
- Racja – przyznał Harry – no, to już dzisiaj sobie jakieś fajne mieszkanko zacznę szukać. Ale będzie zabawa! – zaśmiał się i, żegnając się wyszedł z Niallem z mieszkania.
- I co? Zostaliśmy sami – uśmiechnąłem się do Nayi. Ona zarzuciła swoje ręce na moją szyję i wtuliła się w moją koszulę.
- Kocham cię – szepnęła cichutko.
- Ja ciebie bardziej – zapewniłem. Ona się roześmiała.
- Jak ja kocham, jak ty się śmiejesz.
- Jak ja kocham, jak ty kłamiesz – odpowiedziała, całując mnie w policzek.
- Naya?
- Słucham? – zapytała, wpatrując się we mnie.
- Czy... co myślisz o tym... żebyśmy, no wiesz...
- Może się w końcu wysłowisz? – zaśmiała się.
- No... zamieszkali razem?
[ z perspektywy Harry’ego ]
- My heart is stereo, beats for you so listen close... – śpiewał Niall.
- Dobra, wychodzimy – westchnąłem, bo już nie umiałem słuchać jego głosu.
- Ok. Ale... tell me why? – znowu zaczął wyć.
- Błagam, przestań, głowa mi zaraz pęknie.
- Dobra... – zgodził się obrażony Niall.
- O, Boże – powiedziałem patrząc na parę dziewczyn biegnących w naszą stronę. W dodatku one też się darły:
- Aaa! Harry Styles i Niall Horan z One Direction!
- Wiejemy – mruknał Niall, który zaczął biec tak szybko, że myślałem że zaraz w kogoś wrąbie.
      I wrąbał. Ach, to moje nieomylne przeczucie. Wpadł na jakąś ładną dziewczynę, na pewno młodszą od nas, ale szepnęła cicho:
- Chodźcie za mną. Wiem, gdzie one was nie złapią.
      Pobiegliśmy. Tym „schronieniem” okazał się mały domek w głębi lasu koło miasta.
- Tu mieszkam – poinformowała dziewczyna, rozmasowując bolące miejsce, tam, gdzie uderzył ją Niall.
- Przepraszam – powtórzył po raz setny Niall.
- Nie ma sprawy – machnęła ręką ona – zaraz przyjdzie tu moja siostra.
- Twoja siostra? To może już pójdziemy?
- Spokojnie, ona lubi One Direction. Ale nie jest psychofanką. Szczególnie lubi ciebie – wskazała na mnie – mówi, że jesteś słodki, uroczy i wspaniały. I że świetnie się z tobą gada. Zerwała ze swoim chłopakiem wczoraj, bo, jak sama powiedziała, jest tobą zbyt zauroczona.
- Naprawdę? – zdumiałem się.
- O, słyszę ją! – ucieszyła się dziewczyna. Otworzyła szybko drzwi, a w nich stanęła znajoma mi postać.
- Angie?!
[ z perspektywy Nayi ]
- Zróbmy sobie wieczór filmowy. Ale tylko my. Nasza dwójka – zaproponował Zayn, przegryzając wargi.
- Czemu nie? – uśmiechnęłam się – w końcu musimy się do siebie przyzwyczaić, skoro będziemy mieszkać razem.
- Czyli się zgadzasz? – uradował się Zayn. Wziął mnie na ręce i zaczął się ze mną kręcić. Śmiejąc się, mówiłam żeby się nie kręcił bo coś rozbijemy. W końcu opadł ze mną na kanapę. Położyłam się koło niego. On przytulił mnie mocniej i pocałował mnie w czoło. Zamknęłam oczy i nawet nie zauważyłam, kiedy wspólnie zasnęliśmy.
                            -----
     Obudził mnie głos Zayna, wyśpiewujący piosenkę Bruno Marsa „Lazy Song”.
- Co ty robisz? – zapytałam nieprzytomnie.
- Śpiewam – rzekł tonem znawcy.
- Wiem, że śpiewasz, ale czemu śpiewasz?
- Bo cię muszę obudzić – wyjaśnił.
- O. A dlaczego?
- Bo... – zrobił teatralną pauzę - ... zabieram cię na galę!
- Co?! Kiedy?!
- Za pół godziny przyjedzie Louis z Eleanor po nas, reszta pojedzie oddzielnie.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! – tak brzmiała moja odpowiedź – ty sobie cholera chyba jaja robisz?!
- Nie. Skarbie, proszę – spojrzał nieśmiało – jedź ze mną.
- Bardzo chętnie, ale nie mam CO WŁOŻYĆ!
- Nie ma problemu. Ja kupiłem ci sukienkę – poinformował mnie, podając mi małe pudełko – siostra mi pomogła.
- Która? Saffa?
- Nie, nie ona – zaśmiał się – Doniya. Ta rok starsza ode mnie.
- Aha, ok. Dziękuję, kotku – cmoknęłam go w policzek.
    Poszłam do łazienki, gdzie szybko się umyłam i ubrałam (obrazek) w nową sukienkę od Zayna i parę dodatków do niej. Zostawiłam rozpuszczone fale.
- Wow – powiedział tylko Zayn, który stał przede mną w garniturze – wyglądasz... tak seksownie.
- Bredzisz – żachnęłam się, ale oświadczyłam – ty wyglądasz przystojnie. Bardzo, bardzo przystojnie.
- Dziękuję – skinął z uśmiechem – to jak, schodzimy na dół? Byłaś w łazience ponad dwadzieścia minut...
- Och, jasne! Przepraszam.
- Nie ma sprawy – powiedział i chwycił mnie za rękę.
[ z perspektywy Eleanor ]
- Nie wiem czy to był dobry pomysł zostawiać Emmę z opiekunką... jest taka maleńka!
- Skarbie, nie przesadzaj. Nic złego się nie stanie – uspokajał mnie Louis.
- Masz rację – westchnęłam.
- No. Więc nie jęcz.
- Nie będę.
- Dzisiaj chcę powiedzieć mediom że nie jesteś już tylko moją dziewczyną...
- Ale... Louis, nie wiem czy to dobry pomysł.
- ... i że mamy dziecko... a dlaczego nie?
- Po pierwsze, moje antyfanki i twoje psychofanki...
- ...damy sobie z nimi radę.
- ... po drugie, będą próbować robić zdjęcia Emmie...
- ... jest śliczna, w czym problem?
- Louis!
- No dobrze, nie denerwuj się. Jak nie chcesz, nie powiem... – westchnął, hamując pod mieszkaniem Nayi. Właśnie schodziła ze schodów z Zaynem.
- Hej! – przywitała się z szerokim uśmiechem Naya. Jako że jesteśmy dziewczynami siedziałyśmy z tyłu – co u ciebie?
- Pokłóciłam się z Louisem – powiedziałam do niej szeptem, żeby chłopcy nie słyszeli.
- O co? Przecież wy się nigdy nie kłócicie...
- Twierdzi, że trzeba powiedzieć mediom że mamy Emmę i za niedługo bierzemy ślub. Ale ja jestem przeciwna...
- Dlaczego? – zapytała Naya krótko.
- Myślę że to byłoby niedobre dla nas... i dla małej.
- Nie dowiesz się, póki nie spróbujesz – Naya wzruszyła ramionami, a ja skinęłam głową i zaczęłam się zastanawiać nad tym, co mi powiedziała.
[ z perspektywy Zayna ]
- Jesteś już z Nayą od prawie czterech miesięcy. Czy to coś poważniejszego?
- Bardzo się z Nayą kochamy. Postanowiliśmy, że zamieszkamy razem.
- Naprawdę? Gdzie?
- Jeszcze nie wiemy, ale jesteśmy pewni, że będzie to miejsce wyjątkowe.
      Popatrzyłem się w kierunku Nayi, która śmiała się teraz wraz z Deepem i Miley Cyrus. Uśmiechnąłem się w jej kierunku, a ona w tym momencie odwróciła się w moim kierunku i odwzajemniła uśmiech, po czym podeszła do mnie z Johnnym.
- No, to widzę że ci się niezła dziewczyna przytrafiła, Zaynie Malik!
- Johnny? O czym ty mówisz? – zapytałem zdziwiony, a Naya ukrywała twarz w rękach ze śmiechu.
- Och, rozumiesz, plotę trzy po trzy, alkohol, emocje... – mówił Deep, kiedy Naya się wręcz zataczała chichocząc.
- Johnny, przecież ty ani trochę nie piłeś! – przypomniała ze śmiechem Miley, klepiąc go po plecach.
- Skąd to możesz wiedzieć? – prychnął ze śmiechem.
- Vanessa cię pilnuje...
- Hm, tak, oczywiście, taak, faktycznie...
- Chodźmy stąd – szepnąłem do Nayi, a ona pokiwała głową.
[ z perspektywy Harry’ego ]
        Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu. Angie miała na sobie piękną szmaragdową sukienkę. Tak czy tak musiałaby przyjść – w końcu tańczyła na naszych koncertach.
- Pięknie wyglądasz.
        Dalej milczała. Nerwowo łamiąc palce, patrzyła się na swoje stopy.
- Proszę, odezwij się – powiedziałem cicho.
- O czym mam mówić? – zapytała, podnosząc głowę – przecież moja siostra już wszystko zdążyła ci opowiedzieć...
- Nie. Proszę.
        Delikatnie dotknęła mojej ręki. Nie wiedziałem, czy przypadkowo, czy też nie, ale mimo to podniosłem ją i ucałowałem, muskając ustami opuszki palców. Ona lekko się uśmiechnęła po czym powiedziała w zadumie:
-Wiesz... Dzisiaj jest piątek trzynastego. Wszystko się może zdarzyć...
- ... jak to? – zapytałem i ją pocałowałem. Chociaż na początku była chyba w lekkim szoku, po chwili odwzajemniła pocałunek. Zarzuciła mi ręce na szyję, ja swoje dałem na jej biodra i poczułem się niesamowicie szczęśliwy.
[ z perspektywy Louisa ]
- Przepraszam, panie Louisie? Jak układa się u ciebie i twojej dziewczyny Eleanor? – zagadnęła mnie dziennikarka w kapeluszu i ciemnych okularach – pilotkach.
- Uhm... tak, bardzo dobrze – mówiłem zakłopotany, żeby przypadkiem nie palnąć czegoś czego nie chciała Eleanor. Ona podeszła do mnie z uśmiechem, pocałowała mnie w policzek i powiedziała mi na ucho:
- A teraz zrobię coś za ciebie – po czym na głos oświadczyła:
- Teraz bardzo się do siebie zbliżyliśmy, bardziej niż kiedykolwiek. Mamy razem piękną córeczkę - dziennikarce spadł dyktafon – zamieszkaliśmy razem i planujemy wziąć ślub – po czym uśmiechnęła się szeroko. Dziennikarce zabrakło chyba języka w buzi, bo tylko wydusiła:
- C-c-córeczkę?
- Tak, Emmę – odzyskałem mowę i uśmiechnąłem się do Eleanor, która mnie pocałowała – tym razem prosto w usta.
[ z perspektywy Nayi ]
- Gdzie my się urywamy? – zaśmiałam się – Przecież jest gala.
- A co mnie gala obchodzi, kiedy mam ciebie – powiedział Zayn z łobuzerskim uśmiechem. Chwycił mnie za rękę i poprowadził mnie w jakąś ciemną uliczkę.
- Zayn... wiesz, nie za bardzo mi się tutaj podoba...
- Nic się nie stanie, znam dobrze to miejsce – powiedział mi, kiedy przechodziliśmy przez ulicę. Nagle usłyszałam pisk opon. Pierwsze, co zrobiłam, to było odepchnięcie Zayna na krawężnik. Widziałam jeszcze tylko szok w jego oczach, kiedy samochód mnie potrącił.

Zniszczyłam koniec (jak zwykle). Mam nadzieję że mimo to się podoba bo się napracowałam :) Tu dodam Wam parę zdjęć i gifów z One Direction, Nayą, Eleanor i Dianą :) Taki niby radosny, a ostatni akapit napisałam i nagle czar radości pryska :) Huehue, buziaki :*
                                                                           Liam <3
                                                  Hehe na to drugie chętnie bym poszła ^^.
                                                                    God, please! :D
                                                             Misja zaakceptowana :D
                                                                Tak mam z Nayą <3
                                       Lou i Eleanor ;* Wielbię zarost Louisa na tym zdjęciu <3
                                                      Mój ukochany bromance :))

A na koniec, piosenka :)

 Nowy rozdział zapowiadam na pon. - wt. :D
ps.: zauważyliście że dzisiaj jest pt.13 i w opowiadaniu też jest piątek 13, ale grudzień? :D
ps2.: anty pechowego piątku 13 ( ale nie jestem przesądna ;] ) 





piątek, 6 lipca 2012

XVIII rozdział, cz. II


[z perspektywy Zayna]
- I co zrobimy? – pytałem załamany, patrząc na Nayę, która siedziała nieruchomo, jakby nic do niej nie docierało. Po chwili odezwała się powoli, cichym głosem:
- Po pierwsze, test na ojcostwo. Mogła z tobą, mogła z każdym. Nie wiadomo czy to twoje dziecko.
- A co zrobimy jak się okaże że moje? Ona go nie chce – zapytałem zrozpaczony. Dodatkowym okropnym widokiem była dla mnie Naya, spokojna i cicha jak nigdy. Ta cisza była straszna.  
- Nie wiem... Zayn, nie mogliście się przynajmniej zabezpieczyć?
- Ja nic z tamtej nocy nie pamiętam, byłem pijany... – żachnąłem się.
- Dobrze. Może zrobimy tak... – wyszeptała Naya, gładząc mnie delikatnie po ręce – Zaadoptujemy je. Albo ty, albo ja. Wychowamy je jakby było nasze własne. Dziewczyna nie będzie miała wyrzutów sumienia, ty też nie. Ale o żadnej aborcji mowy nie ma.
- Dobrze – skinąłem głową. Bo co mogłem innego zrobić? Pod wpływem spojrzenia Nayi byłem gotów zrobić wszystko, nawet wyskoczyć z okna... A ten pomysł mi całkiem pasował. Uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem:
- Wiesz co? Mam pomysł, jak to uczcić. Chodź ze mną.

[z perspektywy Nayi]
     Zayn mnie gdzieś prowadził, a ja nie wiedziałam gdzie. Na domiar złego zaczął padać ulewny deszcz. Zaczęłam dygotać, a Zayn, widząc to, mocno mnie przytulił i chciał okryć swoją bejsbolówką, ale pokręciłam głową, mówiąc, że to mi starczy.
- To tutaj – powiedział Zayn pokazując mi mały budynek, ale fantazyjnie ozdobiony: na ścianach było różnorodne, ciekawe graffitti. Od śmiesznych napisów po wróżki i dziwne mroczne twarze.
      Weszliśmy. To było coś jak gabinet lekarski: długi korytarzyk, a na końcu jedna sala. Nagle ktoś zawołał:
- Proszę! – a z sali wyszedł jakiś mężczyzna. Zayn pociągnął mnie za rękę, a ja nieświadoma co zaraz nastąpi, poszłam za nim.
- To studio tatuażu – odkryłam ze zdumieniem, patrząc na wystrój sali.
- Tak! Pomyślałem... znaczy, jeśli nie spodoba ci się ten pomysł... żebyśmy oboje zrobili sobie takie same tatuaże.
- Świetnie, Zayn! – ucieszyłam się i uśmiechnęłam się szeroko.
- Proszę wybrać tatuaż – powiedział młody mężczyzna, uśmiechając się miło.
- Może to? – zaproponowałam, pokazując Zaynowi znak yin-yang.
- Pasuje – skinął głową – ty jesteś yin, ta dobra i jasna moc, a ja yang, ta okropna moc której nikt nie potrzebuje.
- Ja ciebie potrzebuję! - krzyknęłam z oburzeniem.
- Jasne, jasne – zabłysnął zębami.
- Dobra, gołąbeczki, wybraliście sobie wzór? – zapytał tatuażysta.
- Tak – potwierdziłam, wskazując znak.
[z perspektywy Harry’ego]
    Patrzyłem się na nią urzeczony. Mówiła lekko zachrypniętym, ciepłym głosem. W sumie to nawet nie słuchałem jej zbyt uważnie, bo za bardzo byłem w nią wpatrzony, ale co tam. Uśmiechnąłem się do niej, kiedy kończyła długie przemówienie na jakiś tam temat.
- ...i przykro mi, ale dlatego musimy zostać tylko przyjaciółmi. Rozumiesz?
    Skinąłem głową z uśmiechem, ale po chwili dotarł do mnie sens tych słów i zapytałem ze zdumieniem:
- Poczekaj, poczekaj. CO?!
- Och, Harry, słuchałeś mnie wcześniej? Ja... ja mam chłopaka. Ja nie mogę się z tobą spotykać.
- Jasne, ok – na zewnątrz byłem spokojny, chociaż wewnątrz się gotowałem.
- Naprawdę? – spojrzała na mnie nieśmiało – to dobrze.
     Nagle wybuchnąłem. Ze złością krzyknąłem:
- Nie, nie dobrze! Kłamałem! Dlaczego dziewczyny, które mi się podobają i się w nich zakocham, są już zajęte?!
- Ja... Harry, przepraszam!
- Nie masz za co. Cześć – powiedziałem ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- Poczekaj chwilę! Masz może komórkę?
- Komórkę? Jasne, mam... chcesz?
- Na momencik, jeśli można, proszę.
- Trzymaj – powiedziałem, teraz bardziej przybity niż zły.
     Coś tam poklikała, nie wiem, co zrobiła. Kiedy już się oddalałem, krzyknęła za mną:
- Szukaj mnie na samym początku!
                                                                   ------
     Siedziałem na kanapie koło Nialla. Oboje mieliśmy podobne nastroje: jego zdradzała dziewczyna, a ja zakochałem się w osobie która ma już chłopaka. Pocieszaliśmy się wzajemnie, aż Niall spytał:
- A jak ona wygląda?
- Zobaczysz ją za niedługo. Będzie naszym nowym choreografem.
- Zatrudniłeś dziewczynę tylko dlatego że się w niej zakochałeś?
- Nie! Ona naprawdę dobrze tańczy!
- Aha, to ok.
- Ale mam jej zdjęcie. Zrobiłem jej, kiedy nie patrzyła.
- Pokaż.
      Pokazałem. Na nim siedziała, opierając jedną rękę o starą jabłoń, a drugą poprawiała rozpuszczone włosy.
- No to się wplątałeś – westchnął Niall.
- Wiem – mruknąłem.
- A co zamierzasz z tym zrobić?
- Nic... a co mam? – prychnąłem. Nagl e usłyszeliśmy głos Eleanor:
- Chłopcy! Ja... ja chyba rodzę! Gdzie jest, do cholery, Louis?!

Namotałam :D To dziecko to będzie musiało być wcześniak xd. Tu macie zdjęcie tatuażów Zayna i Nayi:
Nie udał mi się za bardzo ten fotomontaż :( Tatuaż Zayna jest prawdziwy, a Nayi - nie.

Ps.: Jak myślicie, lepiej żeby El i Louis mieli córeczkę, syna czy bliźniaki? :)
Ps2.: Jak według Was wyszedł fotomontaż? ;)

środa, 4 lipca 2012

XVIII rozdział, cz. I.


23 listopada, sobota.
     Uff. Sobota. Godzina dziesiąta. Wolny dzień, bez pracy, zobowiązań ani niczego ważnego. Mogłam robić co tylko chciałam. Ale nie. Postanowiłam dzisiaj pójść w ślady babci i posprzątać w całym mieszkanku. Eleanor jeszcze nie było – nie wróciła jeszcze od nowo wynajętego apartamentu Louisa. Miałam na sobie jasne sprane dżinsy i czarny stanik, w którym biegałam po domu niezbyt skutecznie próbując znaleźć moją ukochaną koszulę w kratę.
     Zabrzmiał dzwonek do drzwi. Pewna, że to El, poszłam otwierać. W dżinsach i staniku.
- Yyyh! – krzyknęłam na widok Harry’ego.
- Woow! – powiedział za to on, patrząc się na mnie uważnie.
- Eeee.... słucham, chciałeś coś? – zapytałam luźnym tonem, jakbym wcale nie stała przed nim w staniku.
- Ja... taak... eee... nie. Słuchaj, Naya, ja ci muszę coś powiedzieć...
- Tak?
- Poznałem niesamowitą dziewczynę. NIESAMOWITĄ!
- I?
- Nie mam pomysłu jak do niej zagadać. Bo wiesz, znam ją jedynie z widzenia, bo ona chodzi do tego sadu za miastem i, no...
- Uhm, rozumiem. A nie możesz po prostu do niej zagadać? – zapytałam, przy okazji zapraszając go do środka.
- ZAGADAĆ?! Do niej?!
- A masz lepszy pomysł? – zdziwiłam się.
- No, nie... – mruknął loczek – ale jesteś moją najbliższą przyjaciółką, pomóż mi!
- W czym ci ma pomóc? – usłyszałam wesoły głos Zayna.
        Popatrzyłam na siebie i z piskiem pobiegłam do garderoby. Szybko przebrałam się w ( obrazek obok ) i wbiegłam do salonu, gdzie siedział Zayn, wciąż z tym dziwnym uśmiechem, mówiąc:
- Harry gdzieś poszedł.
- Coś się stało? – zapytałam się go, głaszcząc go po policzku.
- Nic, czemu?
- Jakiś taki jesteś... promienny.
- Bo widzę ciebie – uśmiechnął się szeroko i podszedł do mniej bliżej. Zaczął namiętnie mnie całować, a po chwili... zaczął zdejmować ze mnie koszulkę.
- Zayn, nie! – powiedziałam stanowczo. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem i bólem. Powiedziałam – obiecałam, że nie będę uprawiać seksu przed ślubem.
- Komu? – zaśmiał się Zayn. Odpowiedziałam więc poważnie:
- Bogu – a Zayn skinął ze smutkiem głową.
[ z perspektywy Harry’ego ]
         Pojechałem samochodem do sadu, gdzie widziałem tą dziewczynę. Usiadłem na ławeczce pod jej ulubionym drzewem i... czekałem. Po jakiejś półgodzinie wreszcie przyszła. Wyglądała ślicznie. Długie, ciemne włosy opadały jej na plecy, a talię podkreśliła śliczną sukienką. Podeszła do mnie i zapytała z zainteresowaniem w głosie:
- Ty też lubisz to drzewo? Często cię tu widzę.
         Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Po raz pierwszy w życiu byłem tak onieśmielony. Wziąłem głęboki wdech i wydusiłem z siebie coś, co brzmiało mniej więcej tak:
- Takbardzolubiętodrzewojesttakiepiękneiwogóle.
- Słucham?
- Oczywiście że je lubię – postarałem się mówić spokojnie – jest tu tak przyjemnie, świeżo. Idealne miejsce, żeby odpocząć.
- O, tak! A tak w ogóle, mam na imię Angelina, ale wszyscy do mnie mówią Angie. Angie Park.
- Miło mi poznać. Harry Styles.
- O, słyszałam o tobie! Moja młodsza siostra cię uwielbia.
- Naprawdę? – ucieszyłem się – a ty?
- Ja... hmm... ja raczej, wiesz, nie słucham popu. Wolę... coś mocniejszego.
- Rozumiem – powiedziałem zawiedziony.
- Co tu robisz? Przecież jesteś sławny, musisz mieć masę koncertów, spotkań z fanami i w ogóle.
- Ja jestem tu... tak jakby na wakacjach. A ty? Czemu jesteś tak związana z tym miejscem?
- Tu zginęła moja mama – wyszeptała dziewczyna.
- Och! – stałem się zakłopotany. Mama, pewnie najważniejsza osoba w jej życiu, zginęła tu... – Przepraszam, bardzo cię przepraszam.
- Nie masz za co – powiedziała Angie sucho – to przecież nie twoja wina.
- Angie?
- Tak?
- Jakie jest twoje hobby?
- Myślę, że taniec. Tak, taniec.
- Zatańczyłabyś mi coś?
- Myślisz, że to dobry pomysł? – zapytała Angie niepewnie, przegryzając wargę.
- Oczywiście – posłałem jej szeroki uśmiech. Ona kiwnęła głową i wyciągnęła komórkę, puszczając jakiś utwór [Linkin Park - Numb <3*].
         Kiedy skończyła, byłem oczarowany. Wciąż patrzyłem się na nią zaskoczony. Przypomniało mi się coś.  Zapytałem:
- Pracujesz?
- Nie – mruknęła zakłopotana.
- A chciałabyś pracować jako twórca choreografii dla zespołu One Direction? – zapytałem z uśmiechem.
- Och, Harry! Tak, tak! Dziękuję ci, dziękuję! – i rzuciła mi się na szyję co najmniej jakbym zaproponował jej małżeństwo, a ja poczułem się dziwnie szczęśliwy.
[ z perspektywy Eleanor ]
         Siedziałam w pokoju Louisa, kiedy usłyszałam z dołu dziwny dźwięk. Od razu zbiegłam po schodach. Na podłodze w kuchni leżał Lou. Przerażona, podbiegłam do niego i pytałam z lękiem:
- Louis? Louis! Proszę, odezwij się! Lou! Wezwijcie karetkę!
         Nagle Louis zaczął się śmiać. Usiadł na podłodze i powiedział, krztusząc się ze śmiechu:
- Twoja mina była przekomiczna, jak szukałaś komórki żeby zadzwonić po karetkę.
- Louis! – krzyknęłam na niego zła i rzuciłam w niego poduszką z salonu.
- No co, no co – uśmiechnął się do mnie szeroko i pocałował.
- Nie będę się z tobą całować – powiedziałam obrażona.
- Czemu nie? – zdziwił się on.
         Ja się nie odezwałam. Siedziałam obrażona w rogu kanapy i patrzyłam się w okno. Nagle do salonu wpadł wkurzony Niall, co było dziwne – zawsze był optymistyczny i szczęśliwy. Popatrzyliśmy się z Louisem na niego w zdziwieniu. Niall powiedział ze zdenerwowaniem:
- Widziałem Arianę jak się całowała z jakimś innym kolesiem, a potem zwalała na niego, że to niby on się do niej przyczepił.
- Zerwaliście? – zapytałam ze współczuciem.
- Tak. I bardzo dobrze!
- Właśnie, nie zasługiwała na ciebie – pokiwał głową Louis.
         Nagle zadzwonił telefon. Odebrałam. Usłyszałam szloch Nayi:
- Eleanor?
- Naya? Co ci jest? – wykrzyknęłam.
- Bo... ta dziewczyna z którą Zayn się przespał... teraz... jest w ciąży. Z nim!        

* dziewczyna występująca w tym teledysku to Angie :D

Angie:


 :)

Do soboty będzie druga część.
Ps.: Rozdział dedykuję Martynce K. która mnie dzielnie wspiera ;*

Naya  ♥

sobota, 30 czerwca 2012

XVII rozdział.


31 października, czwartek.
- Halloween! – przypomniała mi po raz kolejny tego dnia Eleanor.
- Musimy iść kupić dynie – zgodziłam się z szerokim uśmiechem. W Polsce się tego święta nie obchodzi, a szkoda. Dlatego tak wyczekiwałam na ten dzień.
- Będziesz ze mną chodzić po domach? – zapytała się mnie El.
- Jasne!
- Razem z nami będzie szła cała nasza paczka.
- Cała?
- No wiesz, Louis, Harry, Diana, Ariana, Niall, Liam... no i Zayn.
- Dobra, przeboleję. I tak nie chcę żeby on jeden mi zniszczył święto.
- Może mu odpuścisz? Patrz jak się stara, żebyś mu wybaczyła – Eleanor pokazała na bukiet żółtych róż, spoczywających w wazoniku pod oknem.
- Było się nie przesypiać z jakąś fanką.
- Dobraa, nie mówmy już o tym. A co do Halloween... masz jakiś strój?
- Oczywiście, już od dawna – uśmiechnęłam się – ale pokażę ci dopiero wieczorem.
- Ok. Ja przebieram się za anioła! Nie mogę się doczekać.
- Ja też nie – uśmiechnęłam się.

                                     -----
   Punktualnie o godzinie dziewiętnastej spotkaliśmy się w przebraniach w parku. Chłopcy szeroko uśmiechnęli się na nasz widok – mój i Eleanor. Ona wygladała absolutnie przepięknie w parze skrzydeł zrobionych z mnóstwa białych piórek, białej delikatnej sukience do ziemi i aureolą nad głową. Ja przebrałam się nieco inaczej – skorzystałam z farby do włosów naturalnej, która trzymała się tylko do pierwszego mycia głowy, poza tym włożyłam czapeczkę sprzątaczki i biało – czarne ubranie: czarną bluzkę z długimi rękawami i głębokim dekoltem, a do niej czarna spódnica nad kolana i biały fartuch. Wszyscy chłopcy – poza Liamem, który jeszcze nie przyszedł z Dianą – byli wystylizowani na wampirów. Mieli nawet makijaż: czerwoną kredkę do oczu, którą narysowali sobie obwódkę dolnej powieki, a także mnóstwo białego pudru na twarzy. Próbowałam się nie patrzeć na Zayna, który wyraźnie próbował do mnie zagadać.
- Patrzcie! – krzyknął Niall, pokazując na... Liama i Dianę, która NIE JECHAŁA NA WÓZKU!
- Patrzcie, ona już umie chodzić! – powiedział z dumą Liam, zbliżając się do nas. Musiał ją co prawda przytrzymywać, żeby nie spadła, ale poza tym już całkiem normalnie chodziła. Uśmiechnęła się do nas szeroko. Miała blond perukę – mnóstwo loków, i strój królowej. Wyglądała ślicznie. Ariana też podbiegła do nas, machając i przepraszając za spóźnienie. Niall, gdy tylko przybiegła, mocno ją pocałował. Miała blond włosy (!) i cukierkowy strój:
- Jestem Ashley Tisdale – wyjaśniła.
- No to jak? Wszyscy w komplecie? To ruszamy! – krzyknął Louis.
                                   -------
       Po trzech godzinach zbierania cukierków, z pełnymi torbami poszliśmy do domu chłopaków żeby równo je podzielić. Harry zaproponował:
- A może zagramy w prawda czy wyzwanie?
       Zgodziliśmy się. Hazza przygotował butelkę i dwa stosy kart, z pytaniami i zadaniami. Wypadło na Zayna.
- Prawda czy wyzwanie? – zapytał Lou Zayna.
- Wyzwanie – odpowiedział Zayn zdecydowanie.
- „Daj buziaka w usta osobie, która siedzi na przeciwko ciebie” – przeczytał Louis.
       Jezu. To ja.
- A czy ta osoba się zgadza? – zapytał nieśmiało Zayn.
- To wyzwanie... nie gadaj, tylko całuj! – zniecierpliwił się Niall.
       Zaczęliśmy. Chociaż to miał być tylko buziak, zamieniło się to w... namiętny pocałunek. Zayn chwycił moją twarz w jego dłonie, a ja wiedziałam, że tak naprawdę to... chciałam tego. Wreszcie. Chciałam wrócić do Zayna, kochałam go. Popatrzyłam w jego piękne czekoladowe oczy. Chciałam iść tylko z nim, z dala od tego całego towarzystwa, być tylko z nim. Całowaliśmy się tak długo, że Harry krzyknął:
- Ej, ludzie! Hej, hej! To nie jest reklama „Winterfresh”!
- Wyluzuj... właśnie całowałem moją dziewczynę – mruknął Zayn. Kiwnęłam głową z uśmiechem i pomyślałam, że tego mi brakowało.


Wiem, że strasznie krótki, ale w ogóle nie miałam  na niego pomysłu. Chyba zawieszę bloga, bo po pierwsze, mało komentarzy ( ;[ ), a po drugie, brak pomysłu, a po trzecie, własne, prawdziwe życie. Przepraszam ;(

A tutaj macie zdjęcia z Halloween ( tylko Eleanor nie znalazłam ;( ):
Chłopcy jako wampiry :)
                       
Moja Naya jako sprzątaczka ^^ :*

Ashley Tisdale :D

  
Diana jako... no nie wiem D:



A tu jeszcze halloweenowa piosenka x) :


Piosenka naprawdę świetna, jedna z moich ulubionych :) Zachęcam do posłuchania :D
Następny rozdział będzie na pewno przynajmniej 2 razy dłuższy :)

Naya :)

ps.: ten rozdział jest dla Kamili, która nie może się doczekać nowych rozdziałów i zawsze pyta mnie o nowe :*